Retro :: Naparzanie twarzy
Z metód fizykalno-kosmetycznych, zalecanych do stosowania przez współczesną racjonalną kosmetykę, na pierwszem miejscu należy bezwarunkowo postawić t. zw. naparzanie twarzy. Zabieg ten daje świetne wyniki w leczeniu najrozmaitszych wad cery, jako to: wągry, pryszcze, łojotok twarzy, opalenizna, zżółcenia, zmarszczki it.p. Chcąc atoli czynność tę wykonywać racjonalnie, umiejętnie, należy posługiwać się wyłączenie przeznaczonemi do tego celu wannami parowemi.
Ceny wanien: wanna z kloszem szklannym rb. 10, z satynowym 6.–
Główny skład w magazynach kosmetycznych: W. Paszkowski, Marszałkowska 109, róg Chmielnej i Nowo-Senatorska No 2, róg Trębackiej.
W Krakowie: Miklaszewski pl. Dominikański No 1 – we Lwowie: Pawłowski, Akademicka 21 – w Poznaniu, Nowa 7, Gadebusch. Żądać broszurki.
UWAGA. Dla prenumeratorek "Kobiety" znaczny rabat na wszystkich artykułach.Na prowincję wysyła odwrotną pocztą za zaliczeniem.
Reklama prasowa, 1913.
***
Przepraszam za to „naparzanie” w tytule... W sumie dzisiaj używany termin „parówka” też szczęśliwy nie jest, mnie zawsze kojarzy się z przemielonym mięsem (czy cokolwiek bywa w parówkach), a nie z zabiegiem pielęgnacyjnym.
Parówek próbowałam dawno temu jako nastolatka, ale po paru średnio udanych próbach (robiło mi się słabo od pary i gorąca) zaniechałam tej metody. Może gdybym miała specjalną wannę parową za 10 rubli...
Próbowałyście parówek? Czy to w ogóle daje jakieś efekty? Swoją drogą w powyższej reklamie zaciekawiło mnie, jak wiele „wad cery” takie „naparzanie cery” może usunąć – od pryszczy i wągrów po zmarszczki i – uwaga – opaleniznę. Serio?
Zobacz też:
Podziel się!
również naparzałam twarz jak byłam nastolatką - w latach 90-tych to był popularny sposób na walkę z pryszczami. Niestety mi nie pomogło a naparzałam ja regularnie
OdpowiedzUsuńCzyli słusznie dałam sobie spokój? :) Właśnie, w latach 90-tych wszyscy radzili parówki: kosmetyczki, babcie, mamy, "Filipinka"...
Usuńtak tak mi własnie kosmetyczka parówki kazała robic... ja potem wyciskałam i sama wiesz co z tego wyszło - ślady mam do dzisiaj
UsuńOch, nieszczęsne parówki. Jestem naczynkowcem, więc wszystko co się wiąże z ekstremalnymi temperaturami odpada :<
OdpowiedzUsuńNigdy chyba nie wytrzymałabym tej pary oblepiającej mi twarz :c
OdpowiedzUsuńJa kiedyś, z czystej ciekawości, chciałam zrobić sobie takie naparzanie twarzy, ale poczytałam, że do naczynkowej cery to nie jest wskazane i nie kombinowałam nic w tym kierunku :D
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis, podobnie zresztą jak i sam blog. Dodaję go do mojego agregatora najlepszych polskich blogów o wizażu - http://najlepsze-blogi-o-wizazu.blogspot.com/. Trzymaj poziom!
OdpowiedzUsuńJa chyba w czasach tzw młodości próbowałam takich cudów ze ścierą na głowie nad parującą miską, ale nie przypominam sobie żeby to cokolwiek dawało ;)
OdpowiedzUsuńParówkę robiłam raz, a i to nie w celach kosmetycznych tylko zdrowotnych, bo zawaliło mi nos. Więc znajoma pielęgniarki poleciła parówkę z jakimś środkiem do inhalacji. Nigdy więcej! Krztusiłam się, kaszlałam, aż się popłakałam i od tamtej pory nawet nie chcę próbować. Ale termin 'naparzanie' mi się bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuń