W lutym tak się miło złożyło, że najczęściej używane kosmetyki mogę w większości nazwać ulubieńcami. Jest ich sporo, przejdę więc od razu do prezentacji. Dwa zdania wstępu chyba wystarczą ;)
W ubiegły piątek miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji prasowej zorganizowanej w Warszawie przez NIVEA, prezentującej nowe opakowania kosmetyków.
Z kolekcji Mariah Carey dla OPI intrygowały mnie przede wszystkim lakiery piaskowe, tymczasem to właśnie ten opalizujący nudziak, czyli A BUTTERFLY MOMENT★, skradł moje serce.
Unikałam kiedyś takich kolorów. Wydawały mi się, hmmm ...zbyt poważne? Odważne? Sama nie wiem. W każdym razie opamiętałam się i teraz mogę się rozkoszować pięknymi śliwkami, których w mojej kolekcji ostatnio trochę przybyło.
Na Shine Caresse czekałam, odkąd zobaczyłam je u amerykańskich youtubowiczek. Wiele osób porównuje je do słynnych już lakierów do ust YSL, podkreślając, że koncern L'Oreal jest właścicielem tej marki i należy spodziewać się podobieństw między tymi produktami. Nie wiem, jak jest w rzeczywistości, bo cena YSL skutecznie mnie odstraszyła. Mogę powiedzieć jedynie, że z Caresse Shine jestem bardzo zadowolona.
Niedawno kupiłam sobie narzędzie do ozdabiania paznokci. Z jednej strony jest pędzelek, którego raczej nie będę używać, bo nie interesują mnie kwiatki czy szlaczki, ale drugi koniec zakończony jest kuleczką do robienia kropek – cudowna sprawa. Nie sądziłam, że ciapanie kropek jest takie proste i sprawi mi taką frajdę.
Ostatnio pojawiło się parę nowych produktów do ust, oczywiście ciekawość mnie zjadała jak rdza Fiata 126p, w końcu znalazły się więc w mojej kosmetyczce. Poza jedną wpadką kolorystyczną jestem raczej zadowolona. W najbliższym czasie spodziewajcie się "ustowych" recenzji Shine Caresse L'oreal, Apocalips Rimmel, Just Bitten Kissable Balm Stain Revlon i pomadki Kissable Avon.
Masek-kompresów (sheet mask) dotąd nie miałam okazji spróbować. Trochę mnie onieśmielała sama ich forma, wyobrażałam sobie, że ciężko będzie mi maskę na twarz nałożyć, że nie będzie pasować itd. Jeszcze w grudniu dostałam kilka tego typu masek od Dermo Pharma+ i dopiero w tym tygodniu odważyłam się po jedną z nich sięgnąć. Oczywiście wszystkie moje obawy okazały się bezpodstawne.
Nowy wynalazek OPI, czyli Liquid Sand, strasznie mnie intrygował. Przeglądałam różne zdjęcia, ale bardzo chciałam po pierwsze zobaczyć, jak to wygląda na żywo, a po drugie (przede wszystkim!) dotknąć. Czy to szorstkie, jeśli tak, to jak bardzo, jak się rozprowadza, jak schnie itd. W końcu miałam okazję się przekonać, bo przywędrowała do mnie cała kolekcja Mariah Carey, a w niej cztery "piaski". W pierwszej kolejności sięgnęłam po najciemniejszy, czyli STAY THE NIGHT.
Wczoraj dotarła do mnie przesyłka, której się co prawda spodziewałam, jednak zaskoczyło mnie, że w środku znajdowała się cała kolekcja Mariah Carey dla OPI, w tym wszystkie cztery liquid sands, które bardzo chciałam zobaczyć na żywo.
Od płynu micelarnego wymagam dwóch podstawowych rzeczy: powinien być łagodny i skutecznie zmywać makijaż, w tym niewodoodporny makijaż oczu. Mam paru ulubieńców, którzy nigdy mnie nie zawiedli, trafiłam też na parę w miarę poprawnych płynów, oraz na takie, do których na pewno nie wrócę. Jakiś czas temu skończyłam płyn BeBeauty z Biedronki, który okazał się mało wydajnym średniakiem. Na jego miejsce wskoczył Nawilżający płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu Aqua Crystal Lirene i niestety rozczarował.
Kupiłam ostatnio parę kosmetyków AVON, marki z którą styczności nie miałam od wieków. Skusiła mnie oczywiście kredka do oczu SuperShock, która okazała się genialna (mam nadzieję, że pojawią się nowe kolory!). W moje ręce wpadł też lakier do paznokci.
W listopadzie zapowiadałam zużycie wszystkich zapasów maseczek w saszetkach. Zajęło mi to trochę czasu, chociaż maseczek używam często. Mimo szczerych chęci jakoś trudno było mi się zmobilizować do stosowania właśnie tych saszetkowych. Nie zmieniłam zdania na temat samego wynalazku – saszetek nie lubię. Zazwyczaj ilość przewidziana na jedno użycie spokojnie starcza nawet na trzy razy, a jak taką otwartą maseczkę przechować? Można zamykać jakimś klipsem, wkładać do torebki strunowej i wymyślać inne cuda, pytanie po co, skoro o wiele wygodniej byłoby po prostu zamknąć tubkę. Poza tym maseczki w saszetkach wychodzą dość drogo i zazwyczaj nie są dostępne w większych zamykanych opakowaniach, a chętnie potraktowałabym saszetki właśnie jak próbki, zachęcające (lub przeciwnie) do zakupu pełnego opakowania czy też jako wersje podróżne ulubionych maseczek. Ponarzekałam na formę, pora na konkretne maseczki.
MATRICIUM Biodermy★ jest naprawdę jednym z moich największych odkryć pielęgnacyjnych ever. Najpierw miałam okazję stosować kurację piętnastodniową (relacja), później dostałam jeszcze kolejną porcję ampułek – pełne opakowanie na trzydzieści dni i dzisiaj opowiem właśnie o tej pełnej kuracji.
Golden Eye pamiętam bardzo dobrze, prawdopodobnie dlatego, że była to pierwsza część przygód Bonda, którą widziałam w kinie, którego zresztą już nie ma. Pierce Brosnan średnio przypadł mi do gustu, ale ogólnie film czternastoletnią Atqę wciągnął. No i piosenka – po osiemnastu latach (naprawdę tyle czasu minęło???) brzmi nadal świetnie.