Retro :: Z otoczeniem musimy się liczyć




ESTETYKA NA CODZIEŃ 
Przez pewien czas na łamach "Między nami" toczyła się polemika gorąca, chwilami mocno zjadliwa. Nic dziwnego. Temat był niesłychanie interesujący: podobać się, czy się nie podobać własnemu mężowi. A ściślej, czy starać się o to, żeby mu się podobać. Zdania były podzielone, przeważnie w sposób dosyć jaskrawy. 
Nie wnikając bynajmniej w samo meritum sprawy, twierdzę, że zawsze trzeba się podobać... sobie samej. Nie chodzi tu o bezkrytyczny zachwyt i upajanie się sobą (to jest zawsze niesłychanie śmieszne i niesmaczne). Ale właśnie o krytyczne ustosunkowanie się do swego wyglądu, o każdej porze dnia, na codzień i w święto, przy pracy i w chwilach odpoczynku. 
Wystarczy spojrzeć na siebie w lustro z rana, po wstaniu. Włosy w nieładzie, twarz z błyszczącym nosem (z powodu nienormalnego krążenia krwi), całość postarzała  i jakby obrzękła. (Chyba, że się jest niesłychanie młodą!). Zabierać się w tym stanie wyglądu do prac domowych? 
Chyba nie. Chociażby dlatego, żeby nie mieć tej przykrej świadomości. Żeby nie pokazywać się w takim stanie swoim domownikom. 
Trzeba raczej wstać o kwadrans wcześniej i zrobić chociażby prowizoryczną, pobieżną tualetę poranną. Zawsze to będzie lepiej i milej. Gruntowną resztę tualety można zrobić potem (o ile się tego nie zdąży, zrobić odrazu), po załatwieniu najniezbędniejszych zajęć domowych. 
Kobieta ubrana czysto i starannie, odświeżona, umyta ma zupełnie inne samopoczucie i inny nerw do pracy. Wiek nie gra roli w tem samopoczuciu. Można być młodą, ładną i niedbałą, a starą, nieładną a miłą przez czystość i staranność. 
Abnegacja nadaje całej postaci wyraz zaniedbania i cierpiętnictwa, który nie wpływa dodatnio ani na samą osobę, ani na jej otoczenie. Bo, że z otoczeniem musimy się liczyć, to przecież nie może podlegać najmniejszej dyskusji. Dajemy z siebie przykład staranności, czystości, poczucia estetyki i... No i tylko wtedy możemy mieć prawo i możność wymagania tego samego od naszego otoczenia. 
Zwykle staranność w ubiorze i estetykę własnego wyglądu kultywujemy nazewnątrz: na ulicę, do biura, na wizytę. Dom własny jest uprzywilejowanem miejscem do hodowania abnegacji i wzajemnego niekrępowania się niczem. Dlaczego? Czyż dlatego, że jest naszym własnym upragnionym domem, musimy go zohydzić osobistem niedbalstwem? Czyż nie powinno być naszem najgorętszem pragnieniem stworzenie w domu odpowiedniej atmosfery? Atmosfery kultury, uprzejmości i estetyki. 
Raczej gorzej nazewnątrz, gdyż stykamy się z szeregiem ludzi obcych i zupełnie obojętnych. Raczej... 
Pani staranna nie zniesie obok siebie służącej w brudnym fartuchu, z rozczochraną głową, z niedomytą szyją i brudnemi paznogciami. Taka pani zmusi najbardziej opornego męża do golenia się, zanim twarzy jego nabierze ciemnego koloru i niechlujnego wyglądu. Postara się, żeby mył ręce przed jedzeniem i dbał o czystość paznogci. Zmianę kołnierzyka w porę, odprasowanie spodni i odświeżenie krawata weźmie ostatecznie... na siebie. Dopilnuje, żeby nie sypał popiołu z papierosa dokoła i nie rzucał ogryzków papierosowych na doniczkę z kaktusem. Jej dzieci od pierwszych chwil świadomości będą przyuczane do porządku, do czystości, do estetycznego jedzenia. 
Nasza kulturalna pani nie zniesie przydeptanych pantofli (będzie na nie uważała od pierwszego dnia), nie pokaże się  w brudnej bieliźnie, szlafroku lub sukience. Zarwie czasem dnia a czasem nocy, żeby tylko w myśli teorji Ruskina "być piękną", chociażby była brzydka. Nie będzie, chodząc w poplamionej sukni, koszlawych pantoflach, nasiąknięta zapachem kuchni, twierdziła, że taka jest nazewnątrz a jej duchowa strona nie ma z tem nic wspólnego. Ach, ta duchowa strona, to piękno wewnętrzne! Nie emanuje przecież nazwenątrz, kiedy się przybiera postać brudnej, brzydkiej i złej megiery. 
Zresztą, im więcej kultury i wartości wewnątrz, tem więcej krytycyzmu i wymagań nazewnątrz. To takie przecież proste. Lekceważenie zupełnie strony zewnętrznej, lekceważenie tak dalekie, że aż rażące otoczenie, nie może nosić etykiety "wyższości duchowej". 
Matka zaniedbana będzie raziła dzieci w wieku szkolnym, obdarzone wysoce rozwiniętym krytycyzmem. 
Pan porozpinany, w nieświeżej bieliźnie, nieogolony, nieporządny, nie może liczyć na uznanie podrastających dzieci. I na utrwalenie uczucia w sercu młodej, starannej żony. Wszystko mu wolno, bo jest panem domu! Może jednak nie tyle, żeby miał razić elementarne poczucie estetyki najbliższego otoczenia. 
Niektórzy twierdzą, że dom jest miejscem odpoczynku po pracy, azylum, gdzie można się zupełnie nie krępować. Ach, zapewne! Ale czyż odpoczynek i niekrępowanie się mają koniecznie nosić cechy braku kultury i uzewnętrzniać się w sposób niemiły i nieestetyczny? 
Uważam, że tego rodzaju rozumowanie, nie może iść w parze z poszanowaniem samego siebie, swego domu i swego otoczenia. 
M. Dobrowolska 
Kobieta w Świecie i w Domu, nr 20, 1933.


***

Tekst jest sprzed osiemdziesięciu lat, a wiele w nim uwag jak najbardziej aktualnych. Zgadzam się z autorką tekstu, że „zawsze trzeba się podobać... sobie samej”, wykorzystując atuty i dbając o swoje ciało, pamiętając, żeby się ogarnąć. Nie da się ukryć, że piękno jest czymś do pewnego stopnia wykreowanym – naprawdę można wiele w tej dziedzinie zdziałać, szczególnie dzisiaj, kiedy dostęp do kosmetyków i fajnych ubrań jest taki łatwy. Zadbana cera, ładne brwi, lśniące włosy, dobrze dobrane ubrania to prawdziwa ozdoba, a przy tym dobry sposób na dodanie sobie pewności. To banalne, ale naprawdę świadomość, że wygląda się dobrze, mobilizuje i dodaje energii. No, może niekoniecznie do prac domowych, ale w ogóle do życia. 

Podobnie jak pani Dobrowolska uważam, „że z otoczeniem musimy się liczyć” – dbać o higienę i schludność, która dotyczy również ubioru i butów. To po prostu oznaka kultury i szacunku dla innych. Naprawdę drażni mnie wszechobecny, szczególnie latem, smród potu. Takie epatowanie sobą, zawłaszczanie wspólnej przestrzeni jest nie w porządku wobec innych ludzi. 

Nie wyobrażam sobie jednak chodzić za mężczyzną i pilnować, żeby się ogolił, umył, zmienił ubranie na świeże i nie wrzucał petów do doniczek (w ogóle nie powinien palić!). Nie od tego są żony, takie podstawy powinni wpoić rodzice. Mam jednak wrażenie, że różnie z tym bywa.

Przedostatni akapit, ganiący brak skrępowania w domu, bardzo do mnie przemawia. Po domowemu lubię nosić rzeczy zużyte, rozciągnięte i przy tym wygodne, jednak za każdym razem, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi, jest mi trochę wstyd. Na swoją obronę mogę jedynie dodać, że jestem czysta, uczesana i umalowana. Zawsze obiecuję sobie, że przejrzę rzeczy, w których chodzę po domu i wyrzucę najgorsze, a lukę po nich wypełnię rzeczami, które dotąd nosiłam „wyjściowo”, ale już się trochę zużyły, jednak jakoś zawsze sięgam po te najbardziej sprawdzone szmaty. Heh.  



Podziel się!

12 komentarzy:

  1. wygląd zewnętrzny w dużym stopniu opisuje nasz charakter, to jak wyglądamy, co nosimy w dużym stopniu charakteryzuje nasze wnętrze, jest wizytówką i jest bardzo ważnym aspektem naszego funkcjonowania w społeczeństwie. Nigdy nie zgodzę się z opinią, że wygląd zewnetrzny nie ma znaczenia. ps. chcemy 50 faktów ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Poza tym - jak nas widzą, tak nas piszą.

      Faktów mam na razie 12. Myślenie nad kolejnymi trochę czasu mi zajmie... ;)

      Usuń
  2. Z tego tekstu jasno wynika, że obowiązkiem kobiety jest dobrze wyglądać, a mężczyźni to ograniczone, tępe świniaki. Cudownie. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obowiązkiem każdego jest dobrze wyglądać, tyle że zdaniem autorki tekstu mężczyzn nikt nie dbania o takie rzeczy nie nauczył i to kobieta, jak troskliwa i upierdliwa mamusia, musi chodzić i przypominać "umyj ręce", "zmień skarpetki"... Ale w sumie tak jest, że dziewczynki od małego się przyzwyczaja, że mają wyglądać, a chłopcy ...to chłopcy i tyle. Później mogą być naprawdę zdziwieni, że czegoś się jednak od nich oczekuje :/

      Usuń
    2. Niestety, to prawda nadal - dziewczynki od dziecka postrzegamy przez pryzmat urody, pozwalamy im na mniejszy indywidualizm, niż chłopcom, tresujemy do bierności i obsesji "podobania się" i spełniania oczekiwań otoczenia. My - społeczeństwo (uogólniając) wychowujemy kolejne pokolenia kobiet, które będą ładnie wyglądały, opierały i karmiły "prawdziwych ludzi", którzy w tym czasie będą się rozwijali, dokonywali wynalazków, robili kariery i korzystali z życia. Smutne troszkę.

      Dla mnie ten tekst to straszna ramota. Dlaczego od kobiety wymaga się, żeby wstawała kwadrans wcześniej, żeby nie pokazywała się domownikom z opuchniętą od snu twarzą? Nie chodzi o sam fakt, chodzi o to, że w ten schemat wtłaczamy tylko kobietę.

      A ja mam to w nosie. Nie jestem brudasem, ale kiedy jadę z kumplami do lasu, w ekstremalne warunki i śpię po trzy godziny w błocie pod folią NRC to ani myślę wstawać rano i ładnie wyglądać. Podobnie jak moi kumple nie będą za mnie nosić karabinu ani za mnie kopać szamba, kiedy przyjdzie do zakładania obozu.

      W domu zwykle wstaję ostatnia. W weekendy wyłażę z wyrka dopiero wywabiona kawą. I gdyby ktoś mi poważnie powiedział, ze w XXI wieku mam dbać o wygląd bardziej, niż mój mężczyzna, wstawać rano potajemnie, żeby mnie nie zobaczył "prosto z wyra" i do tego mam pilnować, żeby obcinał paznokcie i prasować mu "kołnierzyk" - po prostu ryknęłabym mu śmiechem w twarz.

      Nie zrozum mnie źle - uważam, że ogólne przesłanie tego tekstu jest dobre - należy dbać o higienę i o to, by nie straszyć domowników flejowatością. Tu wątpliwości nie mam. Irytuje mnie idiotyczne postrzeganie kobiet i mężczyzn - obraźliwe i dla jednych, i dla drugich.

      I na koniec, luźne skojarzenie: jeśli któraś kobieta wiąże się z flejtuchem, to trochę sama jest sobie winna.

      Usuń
    3. Jasne, że rada, żeby wstawać piętnaście minut wcześniej jest bzdurna (tym bardziej, że sen urodzie sprzyja), ale sam fakt zadbania o siebie jest potrzebny, żeby lepiej się czuć z samą sobą. Tyle że dbanie o siebie powinno to dotyczyć obu płci. Dlatego napisałam, że takiej osobistej kultury, nazwijmy to estetyczno-higienicznej, powinni być uczeni również chłopcy, a z tym bywa różnie. Poza tym to tekst sprzed osiemdziesięciu lat, zupełnie inne realia. W czasopismach z tamtych czasów pełno jest rad jak urobić i wychować sobie męża (KLIK!). I to jest dla obu stron krzywdzące: mężczyzn traktuje się jak małe nieporadne dzieci, a na kobiety zrzuca obowiązek dbania o nich. Zresztą mam wrażenie, że takie traktowanie mężczyzn jak małych chłopców to ciągle aktualny problem. To, że na przykład wielu facetów nie robi nic w domu niekoniecznie wynika z tego, że nie chcą. Albo kobiety stwierdzają, że i tak tego dobrze nie zrobi i ich wyręczają, albo chodzą jak mamusia i pouczają: to źle, nie tak, niedokładnie itp.

      A co do flejtuchów - takie rzeczy niestety często wychodzą dopiero w praniu (o ile dojdzie w ogóle do prania :P). Zresztą obserwuję wśród ludzi zjawisko małżeńskiego rozmemłania - wyszłam za mąż/ożeniłem się, więc mogę się roztyć, przestać o siebie dbać, bo mój miś/kaczusia/żabcia/myszka/koteczek i tak mnie będzie kochać. Prawdopodobnie będzie, ale czy nie przyjemniej kochać kogoś zadbanego? Swoją drogą, pokazywałam kiedyś reklamę na ten temat (KLIK!).

      Usuń
  3. Uwielbiam czytać takie materiały i jak już pisałam, też je "kolekcjonuję". Ciekawy sposób na przeniesienie się w inny świat, którego już nie ma. Ostatnio czytałam w starych numerach "Kobiety i życia" listy czytelników i porady na temat... bicia dzieci ;-) Niestety nie sfotografowałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykle aktualne, moim zdaniem. :) Musze tez przyznac, ze czyms co niesamowicie urzeka mnie w takich starych artkulach jest szczerosc - mam wrazenie, ze wszystko nazywane jest po imieniu, porady sa bardzo wprost. Wydawaloby sie, ze teraz zyjemy w czasach otwartych i bezposrednich, ale ja widze niesamowity kontrast - na niekorzysc dla nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze przyznac, ze naprawde jestem pod wrazeniem tego artykulu - nie ma tutaj tego wspolczesnego "wszystkie jestescie piekne bez wzgledu na wszystko" itp., wprost jest zauwazone, ze niektorzy ludzie sa starzy, brzydcy albo starzy i brzydcy. Zarazem jest jednak napisane jak, mimo to, sprawiac dobre i przyjemne wrazenie, w drugim akapicie jest powiedziane, ze przede wszystkim nalezy sie czuc dobrze z samym soba - (bynajmniej nie bez swiadomosci swoich wad)... Uwazam, ze podejscie prezentowane w tym tekscie jest wyjatkowo, hmm, zdrowe.

      Usuń
  5. zgodzę się na pewno z tym, że zadbana mam lepsze samopoczucie.. nie lubię siebie rozmemłanej... faktycznie ma to wpływ na to jak czuję się psychicznie... ale ogolnie ten tekst chyba nie traktuje o myciu się czy względnym wyglądzie.. trochę mi się głupio zrobiło.. bo często zaraz po tym jak się ubiorę ugnoi mnie któraś z córek, przebieram się za chwilę to samo, po połowie dnia makijaż nie przypomina już tego z rana, ja jestem ciągle spocona (w ostanich tygodniach ) i padam na ryj i ostatnią rzecza o której myślę, to to jak wyglądam, bo to co z sobą zrobiłam rano już nie istnieje...Maluję się, bo lepiej mi z tym.. ale tak naprawdę to nie pokazywać się facetowi bez? Dlaczego? to w końcu najbliższ osoba i mam go oszukiwać cudowna zakładając maskę? I tak mnie wieczorem widzi:) Chociaż znam jedną babke, któa zmywa się jak chlop zaśnie, a wstaje przed nim, żeby nie widziaj jej bez tapety:)
    Też chodziłam w rozwleczonych rzeczach po domu, ale odkąd nie pracuję ubieram się normalnie, bo nie mam gdzie się wystroić... człowiek po powrocie z pracy chce wskoczyć w dres.. ja już tak nie mam.. a szkoda. :) To się rozpisałam.. przepraszam.. ale jak czytam co kobieta powinna, to mnie krew zalewa.. powinna robić, to co chce;) Moim zdaniem oczywiście;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Daja taga;) Ja po domu staram się chodzić schludnie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieta powinna być damą :) To czego uczymy się dojrzewając zostaje na wieki :) Powinnyśmy odkryć swoje piękno w każdym calu, a malując się tylko je udoskonalamy, dążymy z dnia na dzień aby czuć się lepiej i być bardziej świadome swojego piękna (: . Osobiście widząc zaniedbaną i mało schludną kobietę na ulicy mam ochotę jej "pomóc" i parę rzeczy pokazać, bo nie wszystkie jesteśmy tego nauczone, nie każda miała od kogo się uczyć, bo takie umiejętności wynosi się już z domu :) Oddaję wielki szacunek i kłaniam się do samych stóp kobietom, które cały dzień wytrzymują na 10-12 cm szpilkach :) Dlatego cenię modę i kulturę kobiet na dworach królewskich , gdzie Panie nosiły gorsety i ciężkie suknie, aby pięknie wyglądać :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój kometarz :)