Pielęgnacja :: Najnudniejszy krem świata? (The Ordinary, Natural Moisturizing Factors + HA)
Pamiętacie, jak chwaliłam nawilżający krem z mocznikiem Alantan Dermolinie (tutaj i tutaj)? To nadal jeden z moich hitów wszechczasów i mam go zawsze w łazienkowej szafce. Co nie znaczy, że nie zdarza mi się próbować innych kremów, jak choćby słynny Embryolisse lait-crème concentré, o którym pisałam ostatnio na Instagramie. Ponieważ bardzo polubiłam się z marką The Ordinary, chętnie sięgnęłam również po Natural Moisturizing Factors + HA, czyli Krem nawilżający z kwasem Hialuronowym.
The Ordinary - Natural Moisturizing Factors + HA to silnie nawilżający krem, zawierający tzw. składniki NMF (ang. Natural Moisturizing Factor – naturalny czynnik nawilżający). Mają one właściwości nawilżające i zabezpieczające skórę przed nadmierną utratą wilgoci. Krem jest wegański, nie zawiera silikonów ani alkoholu denaturowanego czy kompozycji zapachowej.
W składzie znajdziemy między innymi aminokwasy, wzmacniające barierę ochronną skóry, poprawiające jej elastyczność, kwas piroglutaminowy zapobiegający utracie wody z naskórka, zmiękczający i wygładzający mocznik oraz kwas hialuronowy.
To krem o prostym, co nie oznacza, że krótkim składzie. Nie znajdziemy w nim natomiast fajerwerków, modnych składników z serca dżungli ani pięknej kompozycji zapachowej. Długo zastanawiałam się, jak określić ten krem i moje odczucia podczas jego nakładania. Jest poprawny, taki basic z braku lepszego słowa, trochę jak apteczna maść. Nudny. Wiesz, że działa jak powinien, natomiast nie sprawia zupełnie żadnej przyjemności. Nie ma ani miłej konsystencji (nie zrozumcie mnie źle, nic jej nie brakuje, jest po prostu taka... zwyczajna?, dość gęsta, nieco zbita), ani zapachu (to akurat plus), nie daje też natychmiastowego efektu na skórze, nie wygładza, nie nadaje połysku, nie ma szczególnie efektownego opakowania, nic z tych rzeczy. Za to nawilża i to naprawdę porządnie. Z racji tego, że nie zawiera aktywnych składników typu kwasy, retinol i tym podobne, świetnie nadaje się właśnie do stosowaniu z różnego rodzaju serum. Nie zapycha. Wolę stosować go na noc, bo na dzień po pierwsze stosuję filtry, a po drugie wolę inne wykończenie na skórze, nieco lśniące, a takie zapewniają mi miedzy innymi dwa wymienione na początku tego wpisu kremy.
Dużym plusem jest na pewno cena. Zresztą The Ordinary to naprawdę przystępna cenowo marka. Za tubę o pojemności 100 ml zapłaciłam około 34 złote. Jest też mniejsze opakowanie, ale opłaca się mniej – za 30 ml płacimy około 25 złotych. Radzę od razu brać większe opakowanie, bo to kosmetyk super uniwersalny, można dzielić go z facetem, można stosować bez żalu na większe powierzchnie skóry (mam nadzieję, że pamiętacie o smarowaniu szyi i dekoltu!), nawet do rąk jest świetny. Pochwalić muszę też opakowanie. Tuba jest miękka, więc krem łatwo się wyciska, a kiedy jest go już malutko, wystarczą zwykłe nożyczki, żeby rozciąć tubkę na pół i wydobyć kosmetyk do końca.
Znacie ten krem?
Co o nim sądzicie?
Co dla Was ważne jest w kremie? Samo działanie, czy również jego właściwości sensoryczne?
Zobacz też:
Bez względu na to, jak dany kosmetyk do mnie trafił, opisuję wrażenia z jego stosowania całkowicie szczerze. Pamiętajcie, że siłą rzeczy są to opinie osobiste, więc subiektywne. Nie mogę zagwarantować, że dany kosmetyk sprawdzi się u kogoś innego. Produkty, które przysłano mi do wypróbowania, oznaczam symbolem ★.
Krem faktycznie nudny, na dluższą metę dla mnie za słaby. Po dwóch opakowaniach poszedł w zapomnienie :)
OdpowiedzUsuńNie miałam go, lubię jak krem delikatnie pachnie ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W sumie też lubię pachnące kremy ;) Niestety substancje zapachowe mogą uczulać.
UsuńNie miałam tego kremu, ale uwielbiam krwawy peeling tej marki.
OdpowiedzUsuńJak się u Ciebie sprawdza? Przyznaję, że się go trochę boję :D
Usuń