Pielęgnacja :: STH PantheVera – siedemiogłos

To pierwszy z cyklu trzech postów z recenzjami produktów ufundowanych przez Calmaderm. Jeśli chcecie poznać opinie uroczych recenzentek, laureatek konkursu i moją, zapraszam do lektury.




STH, PantheVera, Treatment Lotion

OD PRODUCENTA: Aloes łagodzi podrażnienia, chłodzi i silnie regeneruje zaczerwienioną skórę. Kosmetyk zawiera 40% ekstraktu ze stężonego aloesu, który łagodzi podrażnienia, chłodzi i silnie regeneruje zaczerwienioną skórę oraz 5% D-Panthenolu, który dobrze wnika w skórę, łagodząc i gojąc podrażnienia, i kojąc swędzenie i zaczerwienienia. Olejek jojoba odżywia, zmiękcza, nawilża i natłuszcza naskórek. 

Dzięki swoim właściwościom PantheVera jest idealny do stosowania po opalaniu, w gabinetach kosmetycznych po zabiegach depilacji, laserze oraz leczeniu radioterapią. Skutecznie łagodzi podrażnioną skórę, delikatnie chłodzi i uspokaja, działa nawilżająco i regenerująco, dzięki czemu skóra jest przyjemnie gładka, nawilżona i napięta. Może być stosowany przy egzemie, niegroźnych urazach skóry lub po goleniu.




Skład: AQUA, ALOE BARBADENSIS (ALOE) LEAF EXTRACT, ISOPROPYL MYRISTATE, CETYL ALCOHOL, D-PANTHENOL, STEARIC ACID, CARBOMER 940, METHYL, PROPYL, BUTYL, ETHYL PARABEN & PHENOXYETHANOL, DIMETHICONE OIL, SIMMONDSIA CHINESIS (JOJOBA) SEED OIL, TRIETHANOLAMINE, ACID CITRIC, B.H.T., FRAGRANCE

Balsam PantheVera kupicie w internetowym sklepie Calmaderm w cenie 27 zł/ 180 ml


• OPINIE •
 
Tubbi:

Balsam firmy STH bardzo przypadł mi do gustu. Nawilża skórę na długi czas; staje się wyraźnie lepiej odżywiona, elastyczniejsza i bardzo, bardzo gładka. Specyfik rzeczywiście łagodzi podrażnienia – ja testowałam go na takich po depilacji. Poczułam natychmiastową ulgę, ukojenie skóry. Producent twierdzi, że balsam ma właściwości chłodzące – ja takich na szczęście nie doświadczyłam. Na szczęście, bo niekoniecznie jest to pożądany efekt w zimny jesienny wieczór :). Podczas aplikacji balsam pachniał mi białym klejem biurowym, takim, jaki można było kupić w metalowych tubkach. Ten zapach na szczęście szybko się ulatnia, a pozostaje bardzo delikatny, ale długotrwały aloesowy aromat.


Ewalucja:

Balsam zamknięty jest w 180 ml buteleczce z wygodną pompką. Lubię takie rozwiązanie, nie muszę tłustymi rękami ściskać opakowania. Ma bardzo lekka i nietłustą konsystencję i szybko się wchłania, jeśli nie przesadzimy z grubością warstwy. Nie czułam spektakularnego efektu chłodzenia, więc nie wiem, jak się sprawdzi po opalaniu. Ma leciutki, prawie niewyczuwalny zapach aloesu. Co najważniejsze, naprawdę fajnie nawilżył moje suche łydki. Nie miałam okazji sprawdzić go na podrażnionej skórze, ale wysoka zawartość aloesu i panthenolu wskazuje na to, że dałby sobie radę. Polubiliśmy się.



Kolorowy Kot:

O, coś dla mnie – pomyślałam. Szczególnie że jesień zagościła już na dobre. Wraz ze spadkiem temperatury na zewnątrz (i wzrostem temperatury w budynkach – ogrzewanie) moja skóra zaczyna przesuszać się w tempie ekspresowym. Bywa tak sucha, że swędzi, czasem boli i czerwieni się.

Panthe Vera używałam dokładnie dwa tygodnie. W tym czasie zużyłam tak na oko 80% opakowania (ze 180 ml). Niestety, balsam znika w zawrotnym tempie, ponieważ ma bardzo lekką, wodnistą konsystencję. Ale dlaczego nie zużyłam go do końca? Już mówię.

Pielęgnował tak na szkolną tróję z minusem. Niby nawilżenie było, ale skóra po całym dniu znów była sucha i szorstka, więc aby utrzymać ją w dobrej kondycji, musiałabym chyba stosować balsam 3 razy dziennie. Zdecydowanie lepiej zachowują się zwykłe balsamy i masła drogeryjne. Fakt, zużyłabym go do końca, gdyby nie ten obrzydliwy, kwaśny, „chory”, zakiszony zapach. Pewnego dnia po prostu nie wytrzymałam i sięgnęłam po inny produkt. Zapach jest intensywny i bardzo długo utrzymuje się na ciele. Przechodzi na ubrania, i na nich najdłużej utrzymuje się ta „kwasota”.

Gdyby faktycznie cudownie nawilżał, „przełknęłabym” zapach i zużyła balsam do końca. Skoro jednak nie jest to nawilżacz pierwsza klasa, z czystym sercem się z nim żegnam.


Klaudia:

Osobiście przeznaczyłam go do regeneracji skóry po depilacji nóg i ocenię pod tym kątem, ale ma też inne zastosowanie. Zazwyczaj mam zaczerwienia i podrażnienia po depilacji nóg. Balsam sam w sobie faktycznie pomaga, łagodzi, nie odczuwam już swędzeń, mrowienia itp. Minusem jest jednak niewydajność. Trzeba nakładać sporą ilość, żeby go dobrze wetrzeć. Opakowanie szybko schodzi :) Na początku przeszkadzał mi także zapach, ale już się przyzwyczaiłam. Kwestia gustu. Wielkim plusem wg mnie jest aplikator – w sam raz dawkuje jednorazową ilość balsamu. Moja ocena: 4,5/5.


Minnes:

Niestety balsam nie przypadł mi do gustu. Sama konsystencja balsamu jest bardzo delikatna. Mleczko bardzo fajnie rozsmarowuje się na skórze i szybko się wchłania. Zapach jest również bardzo delikatny i nie drażnił mnie tak jak krem do rąk. Balsam miał być mocno nawilżający, ale jak dla mnie nie dostatecznie zadbał o moją skórę. Po aplikacji tak jak szybko się wchłaniał, tak szybko efekt nawilżenia znikał. Być może moja skóra na nogach i rękach była za bardzo wysuszona, ale wydaje mi się, ze to właśnie taka skóra potrzebuje mocno nawilżających, odżywczych preparatów. Ten sobie nie poradził. Skóra już po chwili chciała więcej, i szczerze mówiąc, gdybym miała co chwilę dokładać nową porcję balsamu, skończył by mi się on już po tygodniu. Opakowanie nie jest największe, bo raptem 180 ml preparatu to mało. Jest ono bardzo poręczne, bo pompka jest wygodna w używaniu.  Jeden, jedyny plus jaki przychodzi mi na myśl. Niestety. Nie kojarzę, żebym miała kiedyś tak mało wydajny balsam do ciała. Naprawdę chciałabym napisać coś więcej o nim, ale nie wiem cóż mogłoby to być. U mnie balsam na pewno się nie sprawdził i dla skóry suchej go nie polecam.


Kaja:

Choć moja skóra nie jest podrażniona czy zaczerwieniona, stosowałam lotion na części ciała, gdzie skóra była wysuszona (nogi, ręce i dłonie). Zapach – trudny do sprecyzowania, ale da się wytrzymać ;) Opakowanie z wygodną pompką świetnie się sprawdza, a konsystencja lotionu płynnie się przez nią wydostaje. Lekki, szybko się wchłania, pozostawia skórę nawilżoną, delikatną i wyraźnie odżywioną.


Ja:

Obiecywałam sobie po nim wiele, ale balsam nie przypadł mi niestety do gustu. Moim problemem, szczególnie w sezonie grzewczym, jest sucha skóra, łatwo ulegająca podrażnieniom pod wpływem zbyt ciepłej wody, szorstkich ubrań, detergentów czy depilacji. Balsam Panthe Vera nie ukoił mojej skóry, a po nałożeniu odczuwałam nieprzyjemne pieczenie. Odstręcza mnie zapach, na początku przyjemny po kilkunastu minutach zmienia się w paskudną kwaśną woń. W dodatku balsam jest wyjątkowo niewydajny i bardzo szybko się kończy. Plusem jest wygodne opakowanie z pompką oraz umieszczenie zarówno na kartoniku, jak i na samej butelce wyczerpujących informacji w języku polskim.

2 komentarze:

Dziękuję za Twój kometarz :)