Pielęgnacja :: STH DermActol Intensive Hand Care.
Co siedem opinii to nie jedna!

Ostatnia z cyklu recenzja poświęcona produktowi marki STH od sklepu calmaderm.pl: pora na krem do rąk.





STH, DermActol, Intensive Hand Care


Dermactol Krem to specjalnie opracowana formuła przeznaczona do pielęgnacji suchej, szorstkiej i popękanej skóry dłoni. W jego składzie znajdziemy między innymi masło shea, oliwę, olej pszenny i aloes. Ze względu na swoje właściwości może być stosowany również do twarzy i warg. Testowany dermatologicznie. Krem dostępny jest w internetowym sklepie calmaderm.pl w cenie 19 zł/75 ml.



• OPINIE •

Tubbi:

Głównym zadaniem kremu jest – według producenta – regeneracja suchej, szorstkiej i popękanej skóry dłoni. Mam co prawda skłonność do takich problemów, ale nie dopuszczam do tego, aby wystąpiły. Dlatego też jako taki krem „dłonio-ratunkowy” nie jest mi potrzebny i prawdę mówiąc, ten specyfik wzbudził we mnie średni entuzjazm. Jednak bardzo się myliłam :).

Jeżeli chodzi o dłonie, to jest to po prostu bardzo dobry krem do rąk. Nadaje się do wrażliwej skóry. Dobrze nawilża zarówno dłonie, jak i skórki przy paznokciach. Wchłania się szybko, ale pozostawia na skórze nietłustą warstwę ochronną, stanowiącą barierę np. dla zimna. Dla mnie dużym plusem jest także to, że krem jest praktycznie bezzapachowy. Mogę posmarować nim ręce i minutę potem zrobić sobie kanapkę, nie martwiąc się, że będzie pachniała jakimiś chemicznymi kwiatkami.

(...) Producent proponuje stosowanie kremu także do twarzy i ust. Miałam pewne opory przed przetestowaniem go w tych rejonach. Po pierwsze, zwykle jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Po drugie mam cerę mieszaną, skłonną do zapychania się, a krem jest stosunkowo tłusty. Ale pomyślałam sobie: „raz kozie śmierć, trzeba mazidło rzetelnie przetestować”.

Jeżeli chodzi o usta, to działanie kremu nie przypadło mi do gustu. Niby czuć, że usta są nawilżone, niby wszystko jest w porządku. Ale krem wchłania się w 100%, a ja nie lubię mieć suchych warg – wolę czuć na ustach warstewkę kosmetyku. Natomiast jeżeli ktoś nie lubi, jak coś mu się świeci na ustach, bo jest mężczyzną, albo nie lubi mieć na wargach  lepiącej warstwy kosmetyku, do której przyczepiają się na wietrze włosy, to krem będzie dla niego idealny.

Krem sprawdził się za to zaskakująco dobrze na mojej twarzy. Jest na tyle delikatny, że można go używać nawet w okolicach oczu. Nadaje się pod makijaż – wchłania się błyskawicznie, dobrze współpracuje z podkładem. Świetnie nawilża i odżywia skórę. I prawdę mówiąc, nie wiem, jakim cudem, ale cera od razu wygląda lepiej – wydaje się zdrowsza, gładsza, odprężona. Krem mnie nie zapchał, ale nieznacznie przyspieszył świecenie się twarzy w strefie T. Myślę jednak, że w zimie sprawdzi się idealnie ze względu na bogatą konsystencję i wartości odżywcze.

Postanowiłam wypróbować krem także na moich kapryśnych stopach, którym niewiele kosmetyków przypada do gustu. Tutaj także sprawdził się świetnie – skóra jest gładka, przy regularnym stosowaniu dobrze nawilżona i miękka – nawet na piętach.


Klaudia:

Jak na razie moje odczucia są jak najbardziej pozytywne. Ostatnio często mam przesuszone ręce (wynika to ze zmiany temperatury) i dany krem bardzo mi pomógł. Odżywia, nawilża skórę dłoni, przez co wygląda bardziej zdrowo. Ponadto jest dosyć wydajny, niewielka ilość wystarczy na rozprowadzenie na całej dłoni. Producent świetnie skomponował składniki. Czegóż chcieć więcej? :) Jak dla mnie bomba.
Moja ocena: 5/5


Kaja:

Mój ulubieniec z całej trójki przetestowanych produktów. Znów przymykam oko na zapach ;) waniliowy kolor, konsystencja masła do ciała. Pomógł moim dłoniom przywrócić odpowiednią kondycję. Dobrze je nawilża, zmiękcza, a skóra stała się delikatna i lekko błyszcząca. Z pewnością sprawdzę jego działanie w zimie :)


Ewalucja:

To mój hit! Uwielbiam miziać ręce kremem, a ten jest bardzo wyjątkowy. Ma gęstą konsystencję zawartą w 75 ml tubce z przyjemnym otwarciem (otwieranym, nieodkręcanym). Wystarczy odrobina, żeby otulić ręce "jesiennym płaszczykiem dobroci". Czuję go na rękach, jego ochronę i przyjemny lekki zapach. Używam go non stop;) i nie mam zamiaru przestać. Zdecydowanie wygładza i nawilża dłonie. Mieści się bez problemu w kosmetyczce, opakowanie nie ściera się podczas używania. Warto go wypróbować.


Minnes:

Krem do dłoni musiałam wypróbować od razu, jak tylko listonosz dostarczył paczuszkę. Ostatnio ze względu na zmianę pogody, moje ręce stały się bardziej wysuszone (normalne chyba) i błagały wręcz o nawilżenie.  Byłam i tak chętna do kupienia jakiegokolwiek kremu do rąk, więc ten produkt właściwie  spadł mi z nieba ;)

Sam kremik wyglądem przypomina wiele kremów, tu żadnej rewelacji nie ma. Na zdjęciu kolor jest lekko przekłamany, wyszedł biały, a jest lekko żółtawy. Rozprowadzając krem na dłoniach początkowo myślałam, że jego konsystencja jest ciężka i jest tłusty, a mnie będzie drażnił na wewnętrznej strony dłoni. Nie lubię jak coś mi się ślizga w dłoniach przez tłusty krem, jednak ten produkt jest inny. Bardzo dobrze się wchłania i już właściwie po kilku sekundach nie czułam go od środka. Same dłonie były bardzo wygładzone i miękkie w dotyku. Aż chciało się je cały czas gładzić :)

Początkowo zapach mi nie przeszkadzał. Jest on lekko słodkawy i ledwie wyczuwalny, bynajmniej nie czuć w nim żadnej chemii (ja nie czuję).Jednak po kolejnych zastosowaniach zaczął mnie drażnić. Troszkę wydał mi się za mocny. Nadal go czuję i choć mój nos oraz głowa tego zapachu nie tolerują (głowa mnie pobolewa od nieco mocniejszych zapachów), to bardzo tolerują ten krem moje dłonie. Jakoś to jednak przeboleję ;)

Jeszcze jedno... Na jednej dłoni miałam małą rankę. Oparzyłam się. Odkąd zaczęłam stosować krem, mam wrażenie, że zaczęła się szybciej goić. Najwidoczniej zawarty w kremie aloes zadziałał.

Reasumując. Krem po kilku zaledwie dniach stosowania jak dla mnie jest geniuszem. Miałam kiedyś kremik o podobnym działaniu, ale ten jakby był troszkę lepszy. Opakowanie jest co prawda malutkie (75 ml), ale krem jest bardzo wydajny i naprawdę niewiele produktu potrzeba, by rozprowadzić na całych dłoniach. Zobaczymy więc na jak długo wystarczy.

Moja ocena? W skali 0/10 dałabym mu 9 punktów. Brak tego jednego punktu wynika z nie odpowiedniego tak do końca dla mnie zapachu. Polecam go zdecydowanie, szczególnie gdy nadchodzą chłodniejsze dni, takie jak teraz.


Kolorowy Kot:

Ten pan miał chyba najtrudniejsze zadanie z wszystkich trzech zawodników. Bo zadowolić i dopieścić moje dłonie to czyn godny medalu. W kilku słowach skóra moich dłoni jest: skłonna do ekstremalnego wysuszenia, wybitnie podatna na podrażnienia, uczuleniowa. (Ten obrazek „przed” na opakowaniu to wygląd moich dłoni zimą, gdy są mega zadbane. Często bywa o wiele, wiele gorzej. Dermatolodzy rozkładają ręce i każą mi unikać „ręcznej roboty i mycia dłoni”.)

Dobrze, kolejny silnie skoncentrowany, apteczny krem cudotwórca. Podeszłam do niego sceptycznie. Pierwszy niuch odrzucił mnie na kilometr – smrodek, smrodek, smrodek. Trochę inny niż opisywany wyżej nieszczęsny Panthe Vera. Tutaj mamy taką mdłą, lekko kwaśną słodycz, która (znów!) utrzymuje się bardzo długo na skórze. Aby wyczuć ten zapach, wcale nie trzeba dłoni wąchać – "wali na kilometr". Zaciskam więc zęby i dawaj.

Wybaczyłam mu bardzo szybko. Bo, pomimo niesprzyjających mojej skórze warunków, sprawił, że mogę z dumą prezentować moje zadbane dłonie. (Dwa lata temu, dokładnie o tej porze roku musiałam do pracy owijać dłonie bandażami, bo wyglądały tak tragicznie – wolałam ludzi nie straszyć.) Uchronił mnie przed pierwszymi pęknięciami, zaczerwienieniem i przesuszeniem. Mam wyśmienicie natłuszczoną skórę bez najmniejszych oznak suchości. A używam go maksymalnie 3 razy na dzień! (A takie rzeczy podobno tylko w bajkach.)

Jest gęsty, biały z żółtawym zabarwieniem, śmierdzący. Zostawia cudny, tłustawy filmik, który po kilku minutach znika, by głęboko nawilżyć spragnioną skórę. W ciągu dnia chroni dłonie jak pielęgnacyjne rękawiczki, w nocy działa jak odmładzający, odżywiający zabieg.

Polecam to mało powiedziane. Jeśli macie naprawdę duże problemy ze skórą dłoni – wypróbujcie Dermactol. Mały śmierdzioszek-cudotwórca. Chwała mu za to!


Moja opinia:

Niestety krem mnie rozczarował. Faktycznie jest niesamowicie skoncentrowany i przez to wydajny, ale nie nawilża ani nie natłuszcza mojej skóry wystarczająco. Polecany jest do skóry suchej, szorstkiej i pękającej, ale nałożony na pękającą skórę mocno szczypie (może dlatego napisano na opakowaniu, żeby nie stosować go na otwarte rany? Z drugiej strony, czy pękająca skóra nie jest otwartą raną?). Krem STH wchłania się całkowicie, co można uznać za zaletę, ale jednocześnie fakt, że nie tworzy na skórze żadnego filmu ochronnego, dyskwalifikuje go jako krem na jesień i zimę. Być może lepiej sprawdziłby się późną wiosną i latem?


Przeszkadza mi jego zapach – niby jest delikatny, ale jest w nim coś chemicznie mdłego i drażniącego jednocześnie. Krem bardzo łatwo zasycha, trzeba zawsze szczelnie zamykać tubkę, bo zaschnięty wygląda wyjątkowo odpychająco, nie daje się też rozsmarować. Zdziwiło mnie też, że tubka żółknie, być może dlatego, że kończy się termin ważności kremu. Jeszcze niedawno tubka była biała, teraz wyraźnie plastik zmienił kolor.

Bardzo dużo sobie po nim obiecywałam, ale niestety się nie sprawdził. 






4 komentarze:

  1. no to rewelacyjny krem - mi na izme tez si emocno rece przesuszaja

    OdpowiedzUsuń
  2. @ monica: Mnie zupełnie ten krem nie przypadł do gustu (moja recenzja jest ostatnia).

    OdpowiedzUsuń
  3. też się u mnie nie sprawdził...na pewno nie jest to cudo na mocno przesuszone dłonie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ craving for beauty: Też tak uważam. Te wszystkie cechy wypisane na opakowaniu są moim zdaniem mocno na wyrost :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój kometarz :)